Jak już wiecie, Gabryś przyszedł na świat 27.07.2017 r. o 8.40 przez cesarskie cięcie. Równo o miesiąc za wcześnie.
Zaraz po porodzie otrzymał 7 punktów w skali Apgar, neonatolodzy szybko go zbadali i niestety zabrali na oddział Intensywnej Terapii Noworodka. Gabryś miał poziom cukru 3 (słownie - trzy). Tak, ja też nie mogłam w to uwierzyć kiedy mi o tym powiedzieli, ale lekarz wytłumaczył, że u noworodków cukier na poziomie 40 jest już normą gdzie u dorosłych jest to ciężka hipoglikemia.
Krótkie wyjaśnienie dlaczego tak się stało: Gabryś żył w moim brzuchu, w środowisku w którym insulina podawana była z zewnątrz, poprzez pompę insulinową. Moje zapotrzebowanie na insulinę było pod koniec ciąży OGROMNE, więc jego organizm przyzwyczaił się do bardzo "nainsulinowanego" otoczenia. Kiedy został wyjęty z mojego brzucha i jego trzustka zaczęła funkcjonować samodzielnie, produkowała tyle insuliny ile on dostawał jeszcze w moim brzuchu - czyli dla zdrowego dziecka za dużo. Chciałabym podkreślić, że:
a) nie znaczy to, że Gabriel urodził się z cukrzycą
b) nie była to moja wina
c) cukier był ekstremalnie mały, ale natychmiastowe działanie pozwoliło na uniknięcie powikłań
d) w momencie, kiedy trzustka już ustabilizowała swoje zapotrzebowanie nie było ryzyka, że Gabrysiowi spadnie znowu samoczynnie cukier
Mówiąc prostym językiem: Trzustka młodego musiała zakumać, że nie musi produkować tyle insuliny, ile dostawał Gabryś żyjąc w moim brzuchu. To zakumanie nowej sytuacji zajęło jej 4 doby.
Gabryś leżał z dwoma wkłuciami (przez co nie mogliśmy brać go na ręce) - jeden ze stałym wlewem glukozy, aby utrzymać prawidłowy poziom cukru, a drugi do pomiaru cukru, żeby zaoszczędzić mu kilkukrotne kłucie w piętę dziennie. Praktycznie z godziny na godzinę było widać poprawę i jego zapotrzebowanie na glukozę miarowo spadało. Po 4 dniach na intensywnej terapii (nabawił się jeszcze żółtaczki...) mogliśmy go w końcu przytulić :) Oczywiście nasza szpitalna przygoda wcale się nie skończyła, ponieważ Gabi nabawił się infekcji i musiał dostać antybiotyk. Koniec końców ze szpitala wyszliśmy 11 dni po porodzie (a ja w sumie spędziłam tam całe 19 dni).
W następnym poście (tak wiem, postaram się pisać częściej, ale z maluchem nie jest to łatwe) opowiem Wam o próbach karmienia piersią.