niedziela, 16 lipca 2017

Pierwszy pobyt w szpitalu w ciąży

Niestety, ciąża z cukrzycą przebiega nieco inaczej niż ciąża bez cukrzycy. Ale to już wszyscy wiemy :) Z praktycznego punktu widzenia lekarze bardzo często dmuchają na zimne i jeśli pojawią się nawet najmniejsze zagrożenia wolą nie ryzykować tylko przebadać ciężarną od stóp do głów.
W 32 tygodniu ciąży miałam robione ostatnie USG. Wszystko wyglądało w porządku, Gabryś ważył 2090g (jak najbardziej w normie jak na jego wiek prenatalny), jedyne co lekko zaniepokoiło lekarza to podwyższone ciśnienie. Zalecono mi, abym to ciśnienie mierzyła 3 x dziennie w domu.
Wiec mierzyłam. I do póki było wszystko w porządku to ja również byłam spokojna. Niestety, w 34 tygodniu ciąży pojawiły się sporadyczne pomiary z wysokim ciśnieniem (powyżej 140/90). Warto wspomnieć, że takie ciśnienie może świadczyć o rozwijającym się stanie przedrzucawkowym, który jest niebezpieczny zarówno dla mamy jak i dla dziecka, a z cukrzycą typu 1 oczywiście jestem w grupie podwyższonego ryzyka, więc monitorowanie ciśnienia w ciąży jest bardzo ważne.
Kiedy ciśnienie nie schodziło już poniżej tego pułapu postanowiłam zgłosić się do lekarza. Problem w tym, że moja lekarka prowadząca była na urlopie, tak samo jak ginekolog w przychodni rejonowej. Nie pozostało mi nic innego jak zgłosić się na oddział szpitalny.
Szpital w którym będę rodziła mam wybrany od dawna, jest to Szpital im. Biziela w Bydgoszczy, do którego na pieszo mam mniej niż 500m. W szpitalu tym prowadzona jest moja ciąża i cukrzyca od 8 lat, więc oczywistym było, że zgłoszę się właśnie tam.
Niestety, na miejscu poinformowano mnie, że nie mogą przyjąć mnie na oddział patologii ciąży, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie ma ani jednego wolnego łóżka, nie mogą też zignorować utrzymującego się wysokiego ciśnienia i potrzebna jest dalsza diagnostyka problemu. Zostałam odesłana do Szpitala Miejskiego (potocznie zwany Dwójką) w którym nie znałam żadnego lekarza. Niestety, jak mus to mus, (całe szczęście spakowana byłam już wcześniej) wieczorem pojechałam do Dwójki, gdzie faktycznie przeszłam serię badań (KTG, USG, mierzenie ciśnienia i badanie moczu).
Na USG oszacowano wagę dziecka na 2800-2900g. Jak na 34 tc to zdecydowanie górna granica normy, co mnie lekko zestresowało. Dodatkowo analiza moczu wykazała śladowe ilości białka, więc o puszczeniu mnie do domu nie było mowy :( O 22.00 zmęczona i lekko podłamana zostałam ulokowana na swoim szpitalnym łóżku... NA KORYTARZU. W tym szpitalu również nie mieli miejsc na przyjęcie nowych pacjentek na patologii ciąży (jak możecie sobie wyobrazić, noc była "lekko" nieprzespana). Następnego ranka dostałam już "swoje" łóżko na sali szpitalnej, wyniki krwi i moczu były w normie więc ordynator zarządził założenie Holtera do mierzenia ciśnienia (taki ciśnieniomierz, który przez 24h co pół godziny mierzy sam ciśnienie). Na szczęście, następnego ranka odczyt Holtera był jak najbardziej prawidłowy i mogłam wyjść do domu.
Nawet, jeśli wszystko było w porządku, uważam, że nie należy bać się lekarzy, szpitali (a nawet szpitalnych korytarzy), bo w zaawansowanej ciąży ze zdrowiem nie ma żartów (uwierzcie mi, na patologii ciąży można naoglądać się nawet najcięższych i najsmutniejszych przypadków). Miejmy nadzieję, że kolejny pobyt będzie już się wiązał z porodem :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz