czwartek, 31 sierpnia 2017

Historia Mojego Porodu cz. III - Cesarka

27.07.2017 roku, w czwartek, czekało mnie cesarskie cięcie.
Kilka słów o cesarce ogółem: Cukrzyca typu 1 sama w sobie nie jest bezwzględnym wskazaniem do cesarki (pisałam o tym w najpopularniejszych mitach o ciąży z cukrzycą). Kobieta chora na cukrzycę typu 1, nawet od wielu wielu lat może urodzić naturalnie, jeśli ciąża przebiega prawidłowo. Jeśli nastąpią powikłania, to dopiero one mogą być wskazaniem do cięcia. W moim przypadku wskazań było kilka:
- kwasica ketonowa
- podejrzenie stanu przedrzucawkowego
- makrosomia płodu
- i w reszcie ułożenie miednicowe dziecka - Gabryś nie "obrócił się" w brzuchu i nadal był zwrócony główką do góry
Więc niezaprzeczalnie czekała mnie cesarka, ponieważ poród naturalny mógł być zbyt niebezpieczny jak na mój ówczesny stan zdrowia.
Nie powiem, stresowałam się. Do cięcia cesarskiego nie potrzebne jest pełne znieczulenie, wystarczy zewnątrzoponowe, czyli takie od klatki piersiowej w dół. Oznacza to, że podczas zabiegu pacjentka jest przytomna (brzmi strasznie, ale wraca się do formy o wiele szybciej niż gdyby podano tradycyjne znieczulenie ogólne). Kolejny raz podkreślę: wybierzcie lekarza prowadzącego mądrze. Moja ginekolog, która dowiedziała się o ciąży w tym samym momencie co ja i prowadziła mnie przez całe 8 miesięcy była obecna przy porodzie. Dało mi to komfort psychiczny i pewność, że lekarz który się mną zajmuje zna mój przypadek od podszewki.
O 8 rano zabrano mnie więc na salę operacyjną, na której czekały już zespoły ginekologów, neonatologów, anestezjologów i położne (całkiem sporo ludzi). Znieczulenie zewnątrzoponowe podaje się przez nakłucie w kręgosłup - tym stresowałam się najbardziej. Ku mojemu zdziwieniu, zupełnie nie było się czego bać. Najpierw podano mi znieczulenie miejscowe, cieniutką igłą którą ledwo co poczułam. Dopiero potem wstrzyknięto mi właściwe znieczulenie, ale zdążyłam poczuć tylko "rozlewające się" ciepło aż do końca moich nóg. Zadziałało to w mniej niż 10 sekund, więc koniec końców nie było czego się bać :) Byłam bardzo wdzięczna Pani anestezjolog za to, że cały czas rozmawiała ze mną o pierdołach. Kiedy leżysz na stole operacyjnym z dosłownie otwartym brzuchem i jednocześnie rozmawiasz o pogodzie jaka była w Pradze w zeszły weekend potrafi to rozładować atmosferę :) Absolutnie nie czuje się bólu, ale czuje się dotyk, więc doskonale wiedziałam w którym momencie dziecko zostało wyjęte z brzucha. Cały zabieg trwał 30-40minut (łącznie ze zszywaniem). Niestety, po urodzeniu Gabryś został od razu przewieziony na intensywną terapię noworodka, więc ani ja, ani mój mąż nie mieliśmy szansy go kangurować czy nawet dotknąć po porodzie.
Jeśli chodzi o radzenie sobie z cukrzycą przed/w trakcie/po porodzie to jak wiecie z poprzedniego posta, byłam podłączona do dożylnej pompy insulinowej. Jako, że przed planowanym zabiegiem nie można jeść przez około 12h, oprócz "bazy" w dożylnej pompie nie potrzebowałam żadnych bolusów, a moja osobista pompa Medtronic 640G służyła mi tylko i wyłącznie do monitorowania cukru przez sensor CGM. Tak samo było podczas cesarskiego cięcia - "moja" pompa leżała obok na stole, nie podłączona do ciała, tylko i wyłącznie aby monitorować cukier. Po porodzie już na sali pooperacyjnej podłączono mi kroplówkę z glukozą, oraz zmniejszono podaż insuliny (cały czas dożylnie), ponieważ zazwyczaj po urodzeniu dziecka bardzo gwałtownie i bardzo drastycznie spada zapotrzebowanie na insulinę. Nie wiem, czy to ze względu na stres, kwasicę ketonową czy przez to, że nie było przy mnie dziecka, zapotrzebowanie nie zmniejszyło się od razu. Zaczęło spadać stopniowo dopiero w 3-4 dobie po porodzie (!). Odłączono mnie od dożylnej pompy i podłączono z powrotem do mojej już po 6 godzinach, kiedy miałam zjeść pierwszy posiłek. Dość wysokie (w okolicach 250) cukry utrzymywały się do momentu w którym dostałam Gabrysia na ręce.
A kiedy się to stało, dlaczego i jak długo Gabryś musiał przebywać na oddziale intensywnej terapii noworodka dowiecie się z następnego postu :)

1 komentarz:

  1. Fantastycznie czyta się twoje wpisy. Z przyjemnością wyczekuje na dalsze informacje. Zdrówka dla ciebie i gabrysia :D

    OdpowiedzUsuń