sobota, 12 sierpnia 2017

Historia mojego porodu, część I

Spoiler: Gabryś jest już z nami na świecie. Chciałabym opisać tutaj moją historię. Tego, co działo się przed porodem i po. Pewnie wyjdzie kilka niekrótkich notek, a więc zaczynamy.
18.07 byłam na wizycie kontrolnej u ginekologa. Wiek ciążowy: 34+2 (dla niewtajemniczonych, był to drugi dzień 35tego tygodnia). Na USG szacowana waga Gabrysia wynosiła 3100-3200g. W przeciągu 2,5 tygodnia przybył mu ponad 1kg - zdecydowanie za dużo. Niestety, diagnoza była jednoznaczna: makrosomia, skierowanie do szpitala na patologię ciąży. Moim ogromnym szczęściem było to, że lekarz prowadzący pracuje w szpitalu, w którym planowałam rodzić (czyli w szpitalu im. Biziela). Następnego dnia, spakowana, ze skierowaniem pojawiłam się na położniczej izbie przyjęć.  Wylądowałam w pokoju z Celiną (którą bardzo serdecznie pozdrawiam :) ), była to piękna, lipcowa, słoneczna środa.
Następnego dnia przyszły wyniki wstępnych badań. Niestety, pokazało się białko w moczu, więc lekarze zarządzili tak zwaną Dobową Zbiórkę Moczu - jednym słowem jest to sikanie przez całą dobę do specjalnego słoika, rankiem trzeba zapisać ile ml zostało wysikane i pobrać próbkę do badania. Generalnie nie było to wygodne, a jak się okazało później, Dobowa Zbiórka Moczu obowiązywała mnie przez całe 2 tygodnie... Codziennie badano zawartość białka w wysikanych przeze mnie próbkach. Zawartość białka powoli, nieznacznie, ale jednak rosła. Oczywiście, białka w moczu nie powinno być wcale, więc nie była to dla mnie dobra wiadomość... Upał dawał się nam we znaki, bardzo mocno spuchły mi nogi i ręce. W ten sposób dorobiłam się dwóch objawów stanu przedrzucawkowego (białko w moczu + obrzęki), jednak nie było to na tyle poważne i gwałtowne, żeby rozwiązać natychmiast ciążę.
Codzienne konsultacje z diabetologiem pozwalały na wyrównanie cukrzycy, mierzono mi ciśnienie 4x dziennie, obowiązywała dieta cukrzycowa (jedzenie szpitalne wcale nie było takie straszne!), codziennie robiono nam też KTG (monitorowanie serca płodu+ewentualnych skurczów), pozostało tylko czekać na rozwój wydarzeń... A rozwój nieprzewidzianych wydarzeń wystąpił po 6 dniach pobytu. Co się stało i do czego doprowadziło, o tym napiszę w 2 części historii mojego porodu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz